Things will never be the same…

Minął już tydzień od odejścia wokalistki zespołu Roxette – Marie Fredriksson.
Od momentu kiedy dowiedziałam się, że Marie już nie ma, jakoś w głowie ciągle myślę o tej stracie. Odeszła kolejna Artystka, która mogła jeszcze tu być, a tymczasem zasiliła swym głosem chór innych wspaniałych wokalistów i muzyków gdzieś tam…

Ten tydzień wiele dla mnie zmienił. Nigdy nie nazwałabym się fanką twórczości Roxette, choć znałam kilkanaście piosenek (głównie najpopularniejsze przeboje) i większość z nich lubiłam. Często na jednym z programów muzycznych trafiałam na teledyski zespołu i szczególnie upodobałam sobie tam piosenkę „Crash! Boom! Bang!”.
Po śmierci wokalistki „odkurzyłam” playlistę z ich muzyką, ale także natrafiłam na nowe kawałki. Żałuję, że dopiero teraz dałam sobie szansę na odkrycie niektórych perełek, chociażby „Things will never be the same”, które było tak wymowne, gdy je usłyszałam po raz pierwszy… Pewnie w innych okolicznościach nie poruszyłoby tak mocno, chociaż piosenka jest całkowicie w moim klimacie. Sytuacja jednak sprawiła, że muzyka, słowa i głos Marie przeniknęły mnie i szarpnęły coś głęboko w środku… Bo przecież nic już nie będzie takie samo…

Bardzo wielu innych Artystów odeszło zbyt wcześnie z tego świata.
Zdarza mi się czasem, kiedy słyszę o kolejnej śmierci Artysty, myśleć o tym, kto pozostanie tutaj? Skoro tak wielu wspaniałych ludzi już nie ma. Odchodzą naprawdę utalentowani i to nie tylko z powodu przeżytych lat, ale tacy, którzy mogli jeszcze być tutaj i tworzyć.

Pozostanie po nich muzyka, którą stworzyli i wykonywali. Muzyka, do której w każdej chwili można powrócić. Żyją w swojej twórczości, pamięci i sercach publiczności.

Ja od tygodnia mam na playliście mnóstwo pięknych piosenek, po które pewnie bym nie sięgnęła, gdyby śmierć Marie Fredriksson nie poruszyła czegoś we mnie.
Nie potrafię zrozumieć dlaczego teraz, dlaczego właśnie Ona. Trudno było mi uwierzyć w odejście George’a Michael’a czy Kory, ale to właśnie przy Marie się zatrzymałam. Nie wiem dlaczego, ale nie żałuję. Żałuję, że dopiero teraz.

Mam nadzieję, że Marie jest w miejscu, gdzie nie musi już więcej walczyć i cierpieć.
Być może śmierć będzie tym, czego nie dało jej życie…

Wspólne wspomnienia z dzieciństwa

Miałam mały wieczór wspomnień… koleżanka mieszkająca nade mną przyszła oddać mi książkę, którą pożyczyła…kilka lat temu. Przyszła z koleżanką, która mieszka pode mną… i tak nas wzięło na wspomnienia sprzed 7-10-ciu lat. Dzisiaj niewiele o sobie wiemy, nie widujemy się, każda ma swoje sprawy, tylko ja czuję, że zostałam gdzieś w głębi taka sama.. w każdym razie bez swoich spraw lub z zupełnie innymi niż bym chciała. Wspominałyśmy nasze ‚problemy’, zabawy, szalone i głupie pomysły, wspólne urodziny… i teraz mi tak jakoś dziwnie… one wróciły do swoich spraw, choć młodsze – mają jakieś własne życie, a ja żyję wspomnieniami lub gdzieś z dala od tego świata. Kiedy przyjdzie czas, że będzie ktoś, kto pozna mnie taką, jakiej nie zna nikt..? Ktoś, komu będę chciała o wielu rzeczach opowiedzieć, a nie tylko słuchać; ktoś kto wyrwie mnie ze wspomnień, którymi nie warto żyć, bo tego co było zmienić już nie można, i ktoś kto sprowadzi mnie na ziemię, bym zaczęła żyć TU i TERAZ…. O ile wspomnienia nie są groźne, bo jednak istniały, to nierzeczywistość, którą tworzę muszę zwalczyć, a sądzę, że tylko ktoś kto będzie moją rzeczywistością, może mnie z tego wyrwać..