koniec tuż-tuż…

Przetrwałama jakoś maj… te zaliczenia i egzaminy z ostatniego semestru zapamiętam na długo. Nadrabiam ostatnie 5 lat studiów na piątym roku… nieważne, grunt, że niedługo koniec. Jeszcze tylko obrona i… „żegnajcie studia!”. Jestem już zmęczona po tych pięciu latach. Kolejnego roku bym nie udźwignęła.

Od lipca będę miała więcej czasu na wszystko. Przede wszystkim dla siebie, a to akurat mi się przyda. Bo praca jest jak była i mam nadzieję, że dłużej niż do końca roku będzie. Jest różnie, ale znowu lubię tam chodzić. Bałam się pod koniec lutego, jak to będzie jak nadejdzie zmiana, ale póki co jest nawet lepiej… i niech ta tendencja polepszająca się pozostanie. Jedni narzekają, a ja się im dziwię (obym nie musiała nigdy przyznać im racji), bo widzę w końcu jakiś porządek, że jest tak jak ma być, oczywiście są i małe minusy, ale wszystko nie może być idealnie. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu to podstawa. A teraz chyba tak jest. Na pewno tak jest.

W Dzień Dziecka urządziłam sobie swój własny maraton występowy z Hrabi. Było cudownie! I nie obyło się bez niespodzianek (tym razem to ja… i baterie), ale Panowie przyszli z pomocą! Dzięki!

Faworyt, który wygrał 😉