Zachwyt, podziw, uznanie, fascynacja…

Dzisiaj – jak w tytule wpisu – o zachwycie, podziwie, uznaniu, o ich okolicznościach powstania i ich trwałości w kontekście szeroko rozumianej kultury i sztuki.

Moje zachwyty najczęściej dotyczą muzyki lub jakiejś osoby związanej z pracą artystyczną.

Muzyka

Zaczyna się od jednej piosenki lub melodii. Później trwa poznawanie innych utworów danej osoby i albo się kończy na tej jednej, ewentualnie kilku, albo na kupnie płyt, zdarzało się bywanie na koncertach. Zauważyłam u siebie kilka charakterystycznych rzeczy:

  • często piosenka, która spodoba mi się od razu, od pierwszego wysłuchania zostaje szybciej odrzucona
  • piosenki, do których nie byłam przekonana od początku i które pod wpływem koncertu, albo wielokrotnego odsłuchania stają się ulubionymi pozostają na dłużej
  • utwory, które coś lub kogoś przypominają, kojarzą się – zawsze powodują ciary, nieważne czy słuchane w kółko, czy po latach

Muzykę kocham od zawsze. Dzięki Mamie. To Ona dbała, żebym jako dziecko nie była na nią obojętna – najpierw jakieś utwory dla dzieci, bajki muzyczne itp. Później sama zaczęłam wybierać. Moja pierwsza fascynacja muzyczna to wpływ ukochanej starszej o 8 lat kuzynki. Wpadłam po uszy, mając jakieś 5-6 lat (nie umiałam dobrze pisać), słuchając The Kelly Family. Maglowałam ich kasetę, znałam teksty na pamięć (piosenki po angielsku). Później dostałam dwie inne kasety, ale nie pobiły tej pierwszej. Ile to trwało? Nie pamiętam… ale do dziś wspominam z sentymentem.

Druga fascynacja była już moja własna, bez wpływu innych osób – polski zespół. Ich Troje. I trwało to kilka lat. Dzisiaj pozostał sentyment, płyty, wspomnienia i miłe powroty do tych utworów.

Trzeci zachwyt to kompozytor Piotr Rubik 😉 I tutaj były płyty i wiele lat z muzyką. Kilka koncertów, masa przeżyć. A zaczęło się od jednej piosenki, której początkowo bardzo nie lubiłam – później po wsłuchaniu się – doceniłam.

Wilki. Tu było inaczej niż w poprzednich fascynacjach. Wilki znałam odkąd pamiętam – radio je grało, tv pokazywała. Nie byłam obojętna, ale też nie doceniałam. Aż do pewnego dnia. Sama nawet nie wiem, jak to się dzieje, że słyszę coś nie raz i nie reaguję, a przychodzi taki moment, że mam ciarki na całym ciele i wiem już, że „wpadłam na dobre”. Podziwiałam teksty, muzykę. Znów było kupowanie płyt, koncerty. Emocje z czasem opadły, ale uznanie nie zmalało 🙂

O francuskiej piosence i fascynacji pisałam już w innym wpisie. Do dzisiaj wszystkie te zachwyty się przeplatają ze sobą.

Osoby

Chyba u większości tak jest, że jak spodoba mu się twórczość, to chce poznać twórcę. A czasem bywa, że najpierw podziw spada na osobę, a dopiero później na jego dzieło. Tak też miałam, ale nie w przypadku muzyki, tak bywa w przypadku aktorów lub kabaretu. O kabarecie też dużo na blogu wspominałam. Zaczęło się od podziwu gry na scenie, a potem poznawałam twórczość. Najpierw był jeden występ, po którym moje uznanie dla Artystów wzrosło o stokroć. Kupiłam płyty i do dzisiaj jeżdżę za tymi Wariatami 🙂

Aktorzy

Z aktorami zawsze miałam problem. To znaczy – nie miałam ulubionych. Ani z polskich, ani z zagranicznych. Nie liczę tu fascynacji z dzieciństwa nad serialowymi Zosią i Kubą z Leśnej Góry 🙂 Trochę mnie trzymało, bo od małego lubiłam seriale i filmy medyczne. Ale to była zwykła fascynacja – bardziej chyba postaciami niż aktorami.

Podziw dla aktorów zmieniał się wraz z tym, co aktualnie oglądałam. Kiedy tak naprawdę zaczęłam zwracać uwagę na grę aktorską, nie wiem. Wiem, że zawsze ceniłam i lubiłam Danutę Stenkę. Kiedy i w czym zobaczyłam Ją po raz pierwszy – nie pamiętam. Mogła to być nawet zwykła reklama. Bo w reklamach też ukazuje swój talent. Świetnie gra i śpiewa, do tego jest fenomenalna w dubbingu i recytacji. Zawsze było grono aktorów, których lubiłam oglądać: Danuta Stenka, Mirosław Baka, Przemysław Sadowski, Marcin Dorociński, Agnieszka Warchulska, Agnieszka Wagner. Ale wciąż nie miałam odpowiedzi na pytanie o ulubionego aktora/aktorkę. W zasadzie zmieniło się to całkiem niedawno.

On – Aktor

Hugh Jackman. Był tym pierwszym, o którym świadomie mogłam mówić i pisać „mój ulubiony”. Zaczęło się od filmu „Prestiż”, a potem poszło już. Genialne „Les Miserables. Nędznicy” utwierdziło mnie, że dobrze ulokowałam mój podziw.

Ona – Aktorka

Oprócz wspominanej Danuty Stenki, która jest poza wszelkimi rankingami, żadna nie była mi jakoś szczególnie bliska. Oglądałam różne rzeczy i lubiłam raczej odgrywane postaci, a tej ulubionej aktorki nie było. Tylko Danuta Stenka mnie zachwycała swoją grą aktorską, ukazywaniem emocji postaci.
Do czasu. Pojawiła się parę lat temu. Grała w pierwszej komedii romantycznej w Polsce. I komedia mi się spodobała, odtwórca roli męskiej – wcześniej znany i lubiany też, a ona..? Postać  – tak. Aktorki nie znałam z niczego innego. Dzisiaj wiem dlaczego. Bo grywa role charakterystyczne, które może zbudować od początku do końca i w dziełach naprawdę dobrych i ambitnych. Ale zanim to wszystko – nie lubiłam jej. Pojawiła się w pewnym serialu. Grała tą złą, więc tak ją odebrałam. Pomijając jej talent. Moja strata. Później głośny film (dużo się mówiło o parze aktorskiej wcielającej się w główne role). Opinie różne. O niej w mediach: że wyniosła, zimna. No to skoro tak, to ok.
Przyszedł czas na kolejny serial. Zaczęłam go oglądać z powodu aktora Marka Bukowskiego, a dzięki temu zyskałam ulubioną Aktorkę. Nie od razu. Stopniowo zaczęłam Ją tolerować, później pojawiło się coś na kształt uznania. „Kupiła” mnie odegraną emocjonalnie sceną. Stwierdziłam, że „cholera dobra jest! Skoro Jej uwierzyłam, to chyba dobrze gra, no nie?” Zaczęłam przeczesywać zasoby internetu – trafiłam na dwa programy z Jej udziałem. Ciekawie mówiła, a zachwyciła mnie w pewnej zapowiedzi nowego sezonu serialu, w którym się pojawiła. Serialu jeszcze nie obejrzałam, ale postać, którą zagrała i to w jaki sposób w tym fragmencie to pokazano sprawił, że zaczęłam się baczniej przyglądać aktorce… no i trafiłam na piosenkę… nie dość, że kobieta gra emocjonująco, to jeszcze śpiewa! Ale nie na zasadzie, że „śpiewać każdy może”. Ma piękny głos (link będzie do któregoś wykonania).
Potem był Teatr Telewizji. Trafiłam w internecie na spektakl z Jej udziałem. Jak zawsze z klasą. No i wiedziałam, że chcę Ją zobaczyć w tym, co zagrała. Obecnie kompletuje filmy 🙂
Moja ulubiona Aktorka. Choć w stosunku do tej Artystki to banalnie brzmi. Niedoceniona moim zdaniem. A gra tak, że ja nie mogę się napatrzeć na Nią. Pięknie mówi – wyraźnie i ten oryginalny głos. Jest tak subtelna i powtórzę się – z klasą… Bo słowo „z klasą” idealnie do niej pasuje. Magdalena Cielecka. Totalnie nielubiana na początku, doceniona przeze mnie po latach. Warto było.

A tu delikatne, takie czyste wykonanie:

EDIT (z 2015 r.):
Jest jeszcze jedna aktorka do tych wyżej wymienionych. Wtedy nie wiedziałam o jej istnieniu, a dzisiaj to ona jest numerem jeden.
Stana Katic. W aktualnych notkach więcej o niej, a tutaj wpis cały o aktorce: Stana Katic

EDIT (z 2016 r.):

Muzyka. Michael Patrick Kelly. 

EDIT (z 2017 r.):

Kolejna aktorka: Jaimie Alexander.

EDIT (z 2018 r.):

Aktorka Angie Harmon

Nowy semestr, Wilki i Hrabi

Dzisiaj rozpoczął się nowy semestr na uczelni. Na „dzień dobry” nie było trzygodzinnego wykładu ze statystyki, której w ogóle nie powinno być na naszym kierunku… plan układał chyba ktoś bardzo zmęczony…;) Ciężko zapowiadają się poniedziałki. I w ogóle plan jest strasznie ułożony, zajęcia do późna

…jak ja chcę już wiosnę, słońce! Póki co, pozostaje mi czekać na rozwój wypadków odnośnie biletu na marcowe Wilki, mam nadzieję, że się uda, muszę ‚naładować akumulatory’ 😛

Najbardziej cieszy mnie fakt, że zarezerwowałam bilety na Hrabi. Wystąpią z premierowym programem. Już nie mogę się doczekać 24 czerwca! Zobaczyć Joannę Kołaczkowską na żywo – to będzie jazda! W ogóle kabaret prezentuje świetny rodzaj humoru, inteligentny dowcip. Ich gra na scenie jest lekka, naturalna… Super!

A tu skecz z programu „Kobieta i Mężczyzna” pod tytułem „Stupor”. Genialna Joanna i kamienny Kamol 🙂

Różnie.. :)

Daaawno mnie tu nie było. A działo się i tu, i ówdzie 🙂

Po pierwsze mój mały chrześniak już nie jest wcale taki mały… ma już 7 miesięcy. Jak ten czas biegnie…

Po drugie, jestem już prawie na półmetku studiów, zostały mi dwa egzaminy.

W sprawie koncertów nic się nie zmieniło, od maja nie byłam na żadnym, ale to nic, są plany 🙂 Wilki wracają, więc będzie łatwiej, Warszawa się zapowiada, więc może przybędę. Na pewno natomiast zawitam w Bydgoszczy na występ kabaretu Hrabi, co prawda dopiero w czerwcu, ale będę! Nie odpuszczę tak łatwo, tymbardziej że muszę zobaczyć na scenie moją guru kabaretową, Joannę Kołaczkowską. Kobieta od jakiegoś czasu bawi mnie niesłychanie, jej żarty są cudowne, nie wymyśla ich na siłę, po prostu płyną… za Jej sprawą zaczęłam zapoznawać się z produkcjami wytwórni filmowej A’yoy – genialne rzeczy zrobili 🙂

Właśnie obok mnie leży płyta DVD, a na niej „Baśń o Ludziach Stąd” i „Zamknięci w celuloidzie”. „Baśń…” już widziałam – rewelacja, na wieczór planuję „Zamknięci w celuloidzie”.

Odnośnie Joanny Kołaczkowskiej, to oprócz oglądania Jej na scenie uwielbiam Ją czytać. Pisze tak.. że trudno mi to nazwać, ale gdy czytam czy felietony, czy wpisy na blogu, to wiele rzeczy tam opisywanych, daje mi do myślenia. Niektóre wpisy (a może wszystkie?) zahaczają o filozoficzne wręcz, czasem kilkakrotne przeczytanie nie gwarantuje mi zrozumienia „co Autorka miała na myśli”, ale właśnie to jest takie niezwykłe… zmusza do zastanowienia. I w ogóle.

Z racji, że od wczoraj mnie prześladuje, to zarzucę tu. Żebym pamiętała. Że Life może być wonderful.

magiczny koncert z deszczem :)

Udało się! Dzisiaj wróciłam z mojego pierwszego ( i zaręczam, że nie ostatniego) koncertu Roberta Gawlińskiego. Wszystko zaczęło się w sobotę o 4 rano, kiedy to musiałam wstać na autobus do Warszawy, potem w Warszawie następny do Ostrołęki. Kiedy zjawiłyśmy się z koleżankami na stadionie właśnie na scenie rozkładał się Robert Gawliński, szykując się do próby. Zajęłyśmy miejsca przed sceną, przy barierkach i słuchałyśmy. Potem przez 7 godzin żadna z nas nie opuściła swojej stojącej ‚miejscówki’, żeby w dogodnym miejscu móc wysłuchać koncertu. Po 21 na scenę wkroczył Robert Gawliński – śpiewał utwory Madame, solowe starsze i z nowej płyty, a na bisach pojawiły się też 3 utwory Wilków 🙂 Koncert niesamowity – pięknie zagrany, wokal Roberta Gawlińskiego ma się w jak najlepszym porządku! Cudowne przeżycie móc słuchać go na żywo, wraz ze świetnymi muzykami, którzy wyczyniali cuda. Pojawił się pewien ważny dla mnie utwór „Pozytywka” (tekst dawałam w poprzednich wpisach) – pięknie brzmiał na żywo. Cudne „Śpiące serce (Heroes)”, pięknie brzmiące utwory Madame… i deszcz – magiczny deszcz, który nie był żadną przeszkodą, a wręcz dodawał uroku 🙂

Zmęczona. Szczęśliwa. Z podpisaną płytą. Co prawda nie miała szans podziękować, ale nadrobi to. Na pewno.

Na koniec tekst pochodzący z pierwszej solowej płyty R.Gawlińskiego – „Solo”, tekst zapewne znany, a daję go, ponieważ na koncercie się ‚odrodził’ na nowo. Słuchałam tego utworu jak zaczarowana, czując jakbym słyszała go pierwszy raz… piękna wersja.

Trzy noce z deszczem – Robert Gawliński

Pogasły światła i zamknęli niebo
W pewien zwyczajny dzień odeszłaś stąd
Trzy noce płakałem z deszczem bojąc się tego
Malując na piersiach krzyż swoją krwią, swoją krwią…

Trzy noce płonęły tak niebo i ziemia
Tylko we snach jestem z Tobą wciąż
Biegniemy po łące nie znając imienia
Malując na piersiach krzyż swoją krwią, swoją krwią…

Biegłaś ulicą i padał deszcz
On był pijany i ona też
Jak opowiedzieć dziś o tym mam
Że w moim życiu jest coś nie tak

Biegłaś ulicą, biegłaś ulicą…

„Fajnie, że jesteś…”

Ciąg dalszy miłości do tekstów Gawlińskiego 🙂 i takie małe marzenie mi się nasunęło, by wydał swoje teksty w formie tomika wierszy – inaczej się czyta tekst piosenki/wiersza w internecie, a inaczej mając zebrane razem w formie papierowej 🙂 Mnóstwo tekstów chciałabym tutaj zamieścić, ale na koniec znów podam jeden 🙂

Wrócę do dnia, w którym „naście” zmieniło się u mnie na „dzieścia”, a mianowice do 23 lutego. Wraz z koleżanką w czasie okienka między zajęciami obejrzałyśmy u niej film psychologiczny „Number 23” – idealny na ten właśnie dzień. Nie dość, że amerykańska premiera miała miesce 23 lutego 2007, to w Polsce 8.06.2007 (8+6+ 2+ 0+ 0+ 7=23). W 23 minucie filmu pojawia się bohaterka mająca obsesję na punkcie liczby 23 – od tego wszystko się zaczyna. Pomijając dalsze rozważania o liczbie – polecam film. W roli głównej Jim Carrey – pierwsza niekomediowa rola, w której mogłam go oglądać. A dzisiaj uzupełniłam filmotekę o nowe filmy, a przede wszystkim o „Requiem for a dream” – sama nie mogę w to uwierzyć, że do tej pory go nie obejrzałam… no ale cóz, się nadrobi 🙂

W głośnikach „Son of the blue sky” i to „mmm… son of the blue skyyy… mmm…” boskie! Ale tekst polski pozostawię:

Fajnie że jesteś ciągle dzieckiem – tak jak ja
Szukasz wiary, wierzysz w czary – tak samo jak ja
Przy ognisku wiesz już wszystko – a za dnia
Mój jasny wieszczu, giniesz w mieście – płoniesz jak ćma

Tak fajnie że jesteś aniołem w tym mieście – bez wiary i szans
Ochronię twe serce i zmienię to miejsce – jeśli szansę mi dasz
Źli odejdą, dobrzy przyjdą – jak przychodzę ja
Mój jasny wieszczu, otwórz swe serce – niech kołysze nas wiatr

Mój krzyk w twym sercu
budzi noc, wiarę – w nas, w nich – przeznaczenia
los staje w linijce zapomnianych słów
wspólny kres najpiękniejszy

Wilki, Fajnie że jesteś