Dzisiaj nie ma narzekań i radości. Dzisiaj przywołam tutaj trzy (tylko trzy) ulubione fragmenty z Sagi o Wiedźminie, z tym że trzeci będzie obszerniejszy. Wszystkie dotyczą Yennefer i Geralta, a przywołuję je, bo po pierwsze są piękne, a po drugie ważne dla mnie… dają mi dużo do myślenia… czasem wywołują uśmiech… 🙂 Pogrubione przeze mnie zdania, to te które są dla mnie szczególnie ważne 🙂
Fragment I – Yennefer w rozmowie z Geraltem, opowiadanie „Coś więcej…”
„Ten, lub ci, którzy stworzyli nas dla siebie, powinni zadbać o coś więcej. Samo przeznaczenie nie wystarczy, to zbyt mało. Trzeba czegoś więcej.”
Fragment II – Rozmowa Ciri i Yennefer, „Krew elfów”
– Co jest pomiędzy tobą a Geraltem, pani Yennefer? Ciri omal nie zemdlała, przerażona własną zuchwałością, zmrożona ciszą, jaka zapadła po pytaniu. Czarodziejka powoli zbliżyła się do niej, położyła ręce na ramionach, spojrzała w oczy, z bliska, głęboko.
– Tęsknota – odpowiedziała poważnie. – Żal. Nadzieja. I lęk.
Fragment III -Geralt i Yennefer na bankiecie w Aretuzie, „Czas pogardy”
Geralt wiedział, czego może oczekiwać, ze stoickim spokojem znosił więc pełne niezdrowej ciekawości spojrzenia czarodziejek i zagadkowe uśmieszki czarodziejów. Choć Yennefer zapewniała go, że konwenans i takt zabraniają używania magii na takich imprezach, nie wierzył, by magicy potrafili się powstrzymać, zwłaszcza że Yennefer prowokacyjnie wystawiała go na widok publiczny. I miał rację, nie wierząc. Kilkakrotnie poczuł drgnięcia medalionu i ukłucia czarodziejskich impulsów. Niektórzy, a zwłaszcza niektóre, bezczelnie próbowali czytać w jego myślach. Był na to przygotowany, wiedział, o co chodzi, wiedział, jak ripostować. Patrzył na idącą u jego boku Yennefer, na biało-czarno-brylantową Yennefer o kruczych włosach i fiołkowych oczach, a sondujący go czarodzieje peszyli się, gubili, wyraźnie tracili rezon i kontenans ku jego rozkosznej satysfakcji. Tak, odpowiadał im w myśli, tak, nie mylicie się. Jest tylko ona, ona, u mojego boku, tu i teraz, i tylko to się liczy. Tu i teraz. A to, kim była dawniej, gdzie była dawniej i z kim była dawniej, to nie ma żadnego, najmniejszego znaczenia. Teraz jest ze mną, tu, wśród was. Ze mną, z nikim innym. Tak właśnie myślę, myśląc wciąż o niej, nieustannie myśląc o niej, czując zapach jej perfum i ciepło jej ciała. A wy udławcie się zawiścią.
Czarodziejka mocno ścisnęła mu przedramię, przytuliła się lekko do jego boku.
– Dziękuję – mruknęła, sterując z powrotem w stronę stołów. – Ale bez nadmiernej ostentacji, proszę.
– Czy wy, czarodzieje, zawsze bierzecie szczerość za ostentację? Czy dlatego, że nie wierzycie w szczerość, nawet wtedy, gdy odczytujecie ją w cudzych myślach?
– Tak. Dlatego.
– A jednak dziękujesz mi?
– Bo tobie wierzę – ścisnęła jego ramię jeszcze silniej, sięgnęła po talerzyk.
[…]
– Kocham cię, Yen.
– Prosiłam, bez ostentacji… – urwała, podrzuciła głowę, odgarnęła z policzka czarne loki, szeroko otworzyła fiołkowe oczy. – Geralt! Wyznałeś mi to po raz pierwszy!
– Niemożliwe, dworujesz sobie ze mnie.
– Nie, nie dworuję. Dawniej tylko myślałeś, dziś powiedziałeś.
– To aż taka różnica?
– Ogromna.
– Yen…
– Nie mów z pełnymi ustami. Ja też cię kocham. A nie mówiłam? Bogowie, udusisz się!
Podnieś ręce, uderzę cię w plecy. Oddychaj głęboko.
– Yen…
– Oddychaj, oddychaj, zaraz ci przejdzie.
– Yen!
– Tak. Szczerość za szczerość.
– Dobrze się czujesz?
– Czekałam – wycisnęła cytrynę na łososia. – Nie wypadało mi przecież reagować na wyznania czynione w myślach. Doczekałam się słów, mogłam odpowiedzieć, odpowiedziałam. Czuję się świetnie.
[…]
– Czy mogę cię pocałować? Teraz, tu, przy wszystkich?
– Nie.
Uwielbiam Sagę Sapkowskiego. Mimo iż książka fantasy, to tyle tu prawdy, odniesień do prawdziwego życia, aluzji do nas… I ta piękna miłość – z góry skazana na niepowodzenie, bo mimo że stworzeni dla siebie, to nie potrafili być razem. Miłość cudowna, dająca radość i smutek, powodująca uśmiech i łzy. On – od początku opisywany jako wyprany z jakichkolwiek uczuć, i Ona – uważana za zimną, pozbawiąną serca wiedźmę, a jednak autor pięknie ukazał, jak potrafią się kochać. Kochać miłością taką, o jakiej my możemy marzyć. Miłością do jakiej niestety nie jesteśmy zdolni? Nie – jesteśmy zdolni, ale tak nie kochamy… dlaczego? I to właśnie jest cudowne w tej sadze: My ludzie, którzy mamy uczucia, kochamy, jesteśmy ‚bogatsi’ od tych pozbawionych uczuć mutantów, a okazuje się, że to oni – nie my – kochają prawdziwie, mocno, bezgranicznie…To my sami pozbawiamy się zdolności do miłości czyniąc z siebie kogoś bez uczuć wyższych. Pozostaje nam zastanowienie się, dlaczego…
Kochajmy. Prawdziwie. Bezgranicznie.