W imię…

O filmie będzie. Czekałam aż „W imię…” pojawi się w kinach. W sobotę zdecydowałam się pójść i obejrzeć. Jakie były powody? Po pierwsze Andrzej Chyra, po drugie zdobyte nagrody na Gdynia – Festiwal Filmowy.

Cóż mogę napisać o tym, co zobaczyłam? Tyle, że film mam nadal w pamięci, że był moim zdaniem bardzo dobry, z cudownymi zdjęciami, piękną muzyką, genialną grą Andrzeja Chyry, świetnym Łukaszem Simlatem i charakterystycznym Tomaszem Schuchardtem w roli Blondyna.

Polska wieś, gdzieś z dala od „wielkiego i lepszego świata”. Młodzi chłopcy, którzy nie radzą sobie ze swoimi problemami, wychowawca też pogubiony, jego nieszczęśliwa żona Ewa i w końcu ksiądz Adam. Wszystkich ich łączy jedno – samotność. To był moim zdaniem film właśnie o samotności. I o tym, co ‚w imię’ czegoś czego pragniemy, ‚w imię’ odrobiny szczęścia, uwagi, miłości, bliskości jesteśmy w stanie zrobić. Film o tym, co ci ludzie czasem czynili ‚w imię’ braku akceptacji, braku zrozumienia, swego pochodzenia…

Kilka pięknych symbolicznych scen. Rozmowa księdza z siostrą, kazania, bieganie jako pokuta i procesja – scena kulminacyjna, w której wszyscy idą razem, a jednak osobno. W tej scenie ksiądz Adam niesie swój krzyż, sam. Każdy z idących w procesji samotnie zmaga się ze swoim krzyżem.

A tutaj piosenka ze sceny procesji…

Urlop

Od poniedziałku urlop! Wakacje się kończą, a ja zacznę swój odpoczynek… na dobry początek trzydniowa wyprawa do Gdańska. Liczę na brak deszczu i dobrą zabawę (to drugie mam zagwarantowane – Festiwal Hrabi, pogoda niestety i tak zrobi co będzie chciała).

Ponad miesiąc minął od ostatniego wpisu, a ja mam za sobą obejrzanych kilkanaście filmów, z tego 11, w których wystąpiła Magdalena Cielecka. W ogóle z Jej udziałem obejrzałam wszystko do czego miałam dostęp, a jest tego 27 pozycji… w każdej roli genialna, niepowtarzalna, z klasą i charyzmą. Gra tak, że patrzę na Nią i wierzę w emocje, które pokazuje, że nie są one tylko i wyłącznie odegrane. Ona „przepuszcza” przez siebie to, co czuje postać i po prostu ja Jej wierzę… Genialna rola w „Bez tajemnic”. Piękny film „Wenecja”.

Nadrobiłam kilka filmów, które chciałam obejrzeć od dawna: „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” z genialną kreacją Andrzeja Chyry, „Wesele” Smarzowskiego, „Miłość” z Dorocińskim i Julią Kijowską. Poszłam za ciosem i obejrzałam kilka filmów z Andrzejem Chyrą: wcześniej widziany „Komornik”, „Dług” i „Symetria”. Te dwa ostatnie genialne. I po raz kolejny przekonuję się, że do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć, tak jak ja dorastałam do tego, aby docenić Magdalenę Cielecką i Andrzeja Chyrę. Lepiej późno niż wcale. Plus z tego taki, że teraz, gdy nic nie ma w TV, ja mam mnóstwo pozycji do oglądania. Nadrobiłam „Pitbulla”, „Defekt”, jestem w trakcie „Paradoksu” z Bogusławem Lindą. Bardzo ciekawie zrobiony serial, szkoda że niedoceniony.

One night in Bangkok

Ale ten lipiec mknie… wraz z pierwszym weekendem zakończyłam czwarty rok studiów. Miałam go przypieczętować występem Hrabi w Kołobrzegu, ale dzień przed okazało się, że nici z tego, bo odwołano… pierwszy raz w życiu odwołali mi wypad i mam nadzieję – ostatni.

Do urlopu jeszcze długa droga, czas zabijam czytaniem (prawdziwy szał – w pracy 4 osoby czytają tę samą książkę) i oglądaniem. Teraz na tapecie „Trzeci Oficer”. Stwierdzam, że „Oficer” był genialny i jak Borysa Szyca nie trawię, tak jeszcze w „Oficerze” grał świetnie, potem chyba „sodówka” i te sprawy. Sama siebie zaskoczyłam, gdy oglądając drugi odcinek „Oficera” pojawił się Andrzej Chyra i cholernie mi się spodobał! Chodzi o to jak grał, o świetną postać. I żal, że go uśmiercili, bo to jedna z lepszych postaci, no i bardzo dobry aktor. Do teraz się sama do siebie uśmiecham na wspomnienie Krzysztofa Rysia… Małaszyński z tym swoim brutalnym spojrzeniem też daje radę. Niestety, im dalej – tym gorzej. Tendencja spadkowa. Myślałam, że „Oficerowie” bardziej skupią się na postaciach Kruszona i Granda, ale oni odeszli na dalszy plan – żal, bo relacje między nimi stanowiły ciekawy wątek. Obejrzę do końca – a zaczęłam ze względu na Magdalenę Cielecką (jako Rita – genialna).

A to mi w głośnikach ostatnio przygrywa… sama nie wiem, co mnie wzięło, bo to stare, ale lubię to wszystko co w refrenie można usłyszeć… ta melodia, rytm i głosy…