Musicalowo

Tydzień temu, w niedzielę poszłam do kina na „Les Miserables. Nędznicy”. Długo się zastanawiałam nad wyborem filmu, jakoś nic mnie nie ciekawiło, a za „Nędznikami” przemawiała obsada aktorska, szczególnie Hugh Jackman. Trochę mnie odrzucało, że to musical i że tematyka jakaś nie „moja”… ale poszłam. Już po pierwszych kilku minutach wiedziałam, że dobrze zrobiłam. Jeju! Cóż to za piękny kawałek sztuki. Co za aktorstwo, muzyka, emocje! Pięknie opowiedziana historia. Hugh Jackman genialny, miło było zobaczyć Helenę Bonham Carter – świetna aktorka. Piękną i krótką rolę miała Anne Hathaway. Warto obejrzeć. Wiem, że będę chciała mieć to DVD na mojej półce.

W wyniku fascynacji jedną adaptacją Victora Hugo, zaczęłam przesłuchiwać utwory z innego musicalu – „Notre Dame de Paris”. Wcześniej znałam polską wersję jednej piosenki „Czas katedr” w wykonaniu Janusza Radka. Bardzo mi się podobała, ale naczytałam się komentarzy o oryginalnym wykonaniu Bruna Pelletier’a i postanowiłam sama ocenić. Rewelacja. Facet ma tak mocny głos, że idealnie wpasowuje się w pieśń o katedrach… Genialny! Postanowiłam obejrzeć cały musical, tylko wolnego czasu potrzebuję 🙂

Dzięki wypadowi do kina mam kolejne pozycje do czytania. Na pewno przeczytam „Nędzników” i „Katedrę Najświętszej Maryi Panny w Paryżu” Victora Hugo.

A tutaj wspominany Bruno Pelletier i jego „Czas katedr”

„We’ll fight as long as we live…”

Dawno tutaj nie zaglądałam, aż 4 miesiące. Jakoś nie było czasu, żeby coś napisać, a wydarzyło się tak wiele…

Studia. Kolejny etap edukacji rozpoczęty w październiku. Magisterka zaocznie. Nie jest tak, jak było: nowi ludzie, nie ma moich wariatów, ale i tak się widujemy przy okazji moich zjazdów. Nie wyszło z wyborem specjalizacji, ale skoro zaczęłam, to nie ma sensu się teraz wycofywać.

Praca. Od lipca pracuję. Nadal – i bardzo mnie to cieszy. Nie sądziłam, że tyle przyjemności będzie mi sprawiało codzienne chodzenie tam. Jak wszędzie, bywa różnie – mniej i bardziej pracowicie, ale lubię to.

Występy. W ostatnim wpisie wspominałam, że chciałabym na jakiś koncert. Była okazja, ale nie wypaliło. Oczywiście wspominany występ Hrabi w styczniu miał miejsce – i to dwa razy, czyli więcej niż przypuszczałam. Tradycyjnie było rewelacyjnie. Uwielbiam ten nowy program, bo łączy to, co kocham: muzykę i Hrabi na scenie. Aśka wokalem powala na łopatki. Genialna jest. Chłopaki też dają czadu. Zespół muzyczny uwielbiam! I kocham to, co po występach, czyli pogawędki…;)
Udało mi się zdobyć książkę, o której pisałam. Z rąk samego Autora i z jego autografem. Dwie inne osoby też się podpisały, także 1/2 jeszcze i będzie cały skład 🙂

Z innych rozrywek to były książki: aktualnie przeczytane wszystkie, ale będę polowała dalej, bo jakoś pusto.

Kino. No oczywiście w listopadzie ostatnia część „Zmierzchu” z moimi wariatami – całkiem, ale książka lepsza.
Chęć miałam na „Hobbita” w kinie, ale podczas zjazdu czasu nie było i w końcu nie poszłam, ale udało się obejrzeć później (nawet dzisiaj kończyłam). Film robi wrażenie – zdjęcia, muzyka, no i rewelacyjny utwór końcowy (będzie link) 🙂

Z „Hobbitem” nie wyszło, ale nie odpuściłam za to z polskim filmem „Sęp”. Poszłam i nie żałuję. Jest inny. Po prostu. Piękna muzyka dopasowana. Świetna obsada – polecam.

Co do tytułu: „We’ll fight as long as we live” – „Będziemy walczyć tak długo, jak żyjemy”, to wers z piosenki kończącej film „Hobbit. Niezwykła podróż”. Piękny utwór. Ja też będę walczyć. Nie wiem czy tak długo, jak żyję, ale będę. Małą walkę z samą sobą rozpoczęłam… mam nadzieję, że to krok do tej właściwej. Walki o wszystko. O to, co najważniejsze.

A tutaj link do piosenki: Neil Finn – Song of the Lonely Mountain

„Remember me”…

Sceptycznie nastawiona poszłam dzisiaj do kina na „Remember me”(Twój na zawsze) z Robertem Pattinsonem w roli głównej. Sceptyczna byłam, bo o filmie czytałam w internecie i jakoś tak mnie to zniechęciło, ale bardzo dobrze, że poszłam! Film zrobił na mnie duże wrażenie; kreacje aktorskie świetne, muzyka bardzo mi się podobała. Dam tu cytat: „W filmie „Twój na zawsze” główny bohater cytuje Gandhiego: „Cokolwiek w życiu robisz, nie ma większego znaczenia. Ale ważne jest, żeby to robić”. Podobnie jest z obrazem Allena Coultera. Ten film nie szarpnie waszym światopoglądem, nie zaburzy spokoju, nie wstrząśnie w jakimś wielkim stopniu emocjami. W tym sensie fikcyjna historia przegra ze scenariuszem, jaki napisało prawdziwe życie. Warto jednak zobaczyć to kino dla kilku mocnych, aktorskich kreacji.”

Mną wstrząsnęło zakończenie filmu – chociaż to zakończenie napisało życie… ale gdy zobaczyłam tę datę napisaną na tablicy, już wtedy poczułam jak coś zaciska mi się na gardle, łzy napływają do oczu, a do tego towarzyszenie pięknej muzyki… polecam, warto zobaczyć 🙂

„Fajnie, że jesteś…”

Ciąg dalszy miłości do tekstów Gawlińskiego 🙂 i takie małe marzenie mi się nasunęło, by wydał swoje teksty w formie tomika wierszy – inaczej się czyta tekst piosenki/wiersza w internecie, a inaczej mając zebrane razem w formie papierowej 🙂 Mnóstwo tekstów chciałabym tutaj zamieścić, ale na koniec znów podam jeden 🙂

Wrócę do dnia, w którym „naście” zmieniło się u mnie na „dzieścia”, a mianowice do 23 lutego. Wraz z koleżanką w czasie okienka między zajęciami obejrzałyśmy u niej film psychologiczny „Number 23” – idealny na ten właśnie dzień. Nie dość, że amerykańska premiera miała miesce 23 lutego 2007, to w Polsce 8.06.2007 (8+6+ 2+ 0+ 0+ 7=23). W 23 minucie filmu pojawia się bohaterka mająca obsesję na punkcie liczby 23 – od tego wszystko się zaczyna. Pomijając dalsze rozważania o liczbie – polecam film. W roli głównej Jim Carrey – pierwsza niekomediowa rola, w której mogłam go oglądać. A dzisiaj uzupełniłam filmotekę o nowe filmy, a przede wszystkim o „Requiem for a dream” – sama nie mogę w to uwierzyć, że do tej pory go nie obejrzałam… no ale cóz, się nadrobi 🙂

W głośnikach „Son of the blue sky” i to „mmm… son of the blue skyyy… mmm…” boskie! Ale tekst polski pozostawię:

Fajnie że jesteś ciągle dzieckiem – tak jak ja
Szukasz wiary, wierzysz w czary – tak samo jak ja
Przy ognisku wiesz już wszystko – a za dnia
Mój jasny wieszczu, giniesz w mieście – płoniesz jak ćma

Tak fajnie że jesteś aniołem w tym mieście – bez wiary i szans
Ochronię twe serce i zmienię to miejsce – jeśli szansę mi dasz
Źli odejdą, dobrzy przyjdą – jak przychodzę ja
Mój jasny wieszczu, otwórz swe serce – niech kołysze nas wiatr

Mój krzyk w twym sercu
budzi noc, wiarę – w nas, w nich – przeznaczenia
los staje w linijce zapomnianych słów
wspólny kres najpiękniejszy

Wilki, Fajnie że jesteś

 

Sobotnie czytanie i oglądanie…

Poprzednią notkę mi wcięło, spróbuję odtworzyć…:)

Jako że wczoraj zakończyłam przedostatni tom sagi o Wiedźminie „Wieża Jaskółki”, a ostatni stoi na półce 170km ode mnie, to postanowiłam zorganizować sobie jakoś dzisiejszy dzień. Na pierwszy ogień poszedł film „Prestiż” w reżyserii Christophera Nolana (scenariusz na  podstawie powieści Christophera Priesta). Stwierdzam, że uwielbiam Hugh Jackman’a!! Czarujący, genialny! 🙂 Fabuła filmu świetna, do tej pory mnóstwo pytań w głowie: „Jak?”, „O co chodzi?”, itp. ale niestety bezskutecznie poszukuję na nie odpowiedzi… pozostają tylko domysły i własna interpretacja, a to jest w całym filmie najfajniejsze (i chyba mam ochotę przeczytać powieść, ale to może kiedyś).

W temacie czytanie – a przeczytałam dzisiaj „Oskar i pani Róża”. Kopalnia mądrości życiowych niczym w „Małym Księciu”. Daje do myślenia. Polecam 🙂 No i zaczęłam czytać „11 minut” Paulo Coelho, polecone mi przez koleżankę, zobaczymy – chociaż kilka pozycji autora mam już za sobą, więc pewnie będę zadowolona. Poza tym powtórzę się – chcę Wiedźmina!! 🙂

I to tyle na dzisiaj – nie będzie narzekania, smęcenia, bo „Prestiż” mnie od tego odwiódł… 🙂

„Strumieniu, leśny strumieniu…”

Byłam się ukulturalnić w kinie 🙂 poszłam na „Kołysankę” i nie żałuję. Komedia dość śmieszna, za to gra aktorska rewelacyjna 🙂 no i niektóre sceny naprawdę, że boki zrywać 🙂 dobrze zainwestowane 15zł i 1.5 godziny.

Tak mnie coś natchnęło, ni z tego, ni z owego i jakoś tak mi… smutno? Tęskno? Sama nie wiem… zdałam sobie sprawę, że mija czwarty miesiąc TU, na studiach, życie płynie, toczy się, ale jakby poza mną. Wyszło mi, że mały mam na nie wpływ, że CHCĘ, ale nie UMIEM. Chcę, ale nie mogę, chcę – ale się nie da…

Czytałam dzisiaj blogi i tak mnie na wspomnienia naszło – przypomniały się piękne chwile, ale i te, kiedy wydawało się, że to koniec, że nic nie będzie już tak, jak kiedyś… i nie było, było inaczej – ale pięknie, radośnie, tyle, że przeszłość nie pozwala zapomnieć o sobie. Nie wiem czy nawet chcę o niej zapomnieć. Nie mogę. Bo od TAMTEGO się wszystko zaczęło i mimo, że się posypało, to Ktoś TO odbudował na nowo, pozamieniał pewne ‚elementy’. A potem stworzył nowe COŚ. Piękne. Może to chaotyczne, ale potrzebne mi takie wspomnienia, bo dzisiaj do nich powracam, na razie do części, ale za jakiś czas do całości… 🙂 Szkoda mi tylko pewnego Ktosia, który zaistniał w moim życiu za sprawą tych pieknych chwil, tego co dziś wspominam… Tęskno mi do rozmów, tych o niczym, ale tych, które dawały siłę. Nie były o mnie, były o… fikcji? Marzeniach? Sama dziś nie wiem, ale między wierszami były o Niej, a i ja znalazłam w nich coś o sobie, dla siebie. Myślę, że te rozmowy już nie wrócą. Wiem, że nie. Przynajmiej nie temat tych rozmów… temat, który nas łączył, tak jak ludzi, którzy nie mają wspólnych tematów, łączy rozmowa o pogodzie, tak nas łączył inny temat… Potem zjawiały się inne. A później były przerwy, moje złe nastroje z powodu braku kontaktu, z braku choćby jednego słowa… póżniej wszystko powracało, po to by dziać się rzadziej, a dzisiaj wygląda to tak, że wcale nie wygląda… Nie mam do nikogo pretensji, co najwyżej do samej siebie, że jestem jaka jestem, że nie umiałam tego utrzymać. Nie umiem – CHCĘ, ale nie potafię! Czuję, że tylko bym się narzucała, że nie byłabym potrzebna, mało ważna… Nigdy nie umiałam się „wkręcić” do nich. Niby część pewnej wspólnoty, a sama… Trudno. Coś się kończy, coś się zaczyna – zawsze mogę powrócić do naszych rozmów, powspominać, poczytać…

Wpis sponsoruje lektura bloga i wysłuchany „Strumień” w wykonaniu Anny Krakowiak (tekst. Z.Książek, muz. P. Rubik)

;)

…ale dawno mnie tutaj nie było… a zmieniło się sporo – maturę mam, o! i plany na studia 🙂

poza tym „Zmierzch” czytam po raz drugi, film obejrzałam i szczerze – całkiem mi się podobał, tylko odtwórczyni roli Belli mnie trochę drażni, za to do Edwarda (Robert Pattinson) się przekonałam, ahhh ciacho! 😀

niedawno wróciłam od babci, gdzie spędziłam dwa tygodnie; odwiedziła nas też ciotka z wujkiem z Wa-wy.

Na nowo zżyłam się z dzieciakami mojej ciotki… właściwie dwójka to już nastolatki 😀 co prawda mają po 11 lat, ale już nie dzieci 🙂 sama sobie się dziwię, bo kontakt ja-oni urwał się kiedy mieli około czterech lat, a tymczasem odkryłam, że moja kuzynka to ciekawa osoba, wartościowa i lubię z nią pogadać ( wszystko zasługa tego, że ich matka wyjechała)

Jeśli chodzi o książki, to przeczytałam jakiś czas temu parę tytułów Grahama Mastertona – świetnie pisze 🙂 poza tym trzy tomy o Ani z Zielonego Wzgórza – stanowczo twierdzę, że „Ania z Zielonego…” nie powinna być lekturą w szkole podstawowej, myślę, że to za wcześnie- nie dostrzega się wtedy wielu istotnych rzeczy zawartych w książce 🙂

TV przyciąga mnie do siebie za sprawą „Przyjaciół”, których kiedyś nie lubiłam, teraz przepadam – szczególnie za trójką facetów – David, Matt i Mattiew są świetni!

 Pozdrawiam czytających te wypociny 🙂 jeśli takowi są…:) a jeśli nie to i tak nie szkodzi, piszę, bo mam taką potrzebę od czasu do czasu, a pamiętnik w postaci papierowej kilkakrotnie zaczynałam i nic z tego, więc zrezygnowałam, a wierszy pisać nie potrafię… za to czytać – pewnego Anioła – szczególnie uwielbiam!