Cienie roztaczają krąg wokół szczęścia

Końcówka grudnia, prawie końcówka Świąt i koniec roku… Nie robię żadnych podsumowań tego co wydarzyło się w ostatnim roku. Niczego też sobie nie postanawiam. Po prostu: mam zamiar skończyć, to co zaczęłam i jakoś przejść przez kolejne miesiące.

Jest jedna rzecz, nad którą od jakiegoś czasu rozmyślam, szczególnie intensywnie od sobotniego wieczoru. Dwa i pół roku minęło w Wigilię od pewnego wydarzenia, które zmieniło moje życie. Przez ten czas czerpałam radość z kilkunastu spotkań i ładowałam swoje ‚baterie’ na czas pomiędzy spotkaniami. Zdarzało się, że myślałam co by było, gdybym dokonała innych wyborów, ale doszłam do wniosku, że nie warto. Ułożyło się tak, a nie inaczej – i tak właśnie miało być. To wydarzenie sprzed prawie trzech lat oprócz szczęścia, radości dało mi również kilka znajomości, które naprawdę sobie cenię. Miałam okazję poznać ludzi, z którymi połączyła mnie pewnego rodzaju pasja i zamiłowanie. Razem jest ciekawiej, bardziej.

Niestety od pewnego czasu nasza radość jest mącona. Kiedyś planując kolejny wyjazd myślałam tylko o tym, czy podołam czasowo, teraz jest jeszcze jedno pytanie – o obecność, która niszczy to, co było najważniejsze – poczucie szczęścia. Jeszcze rok temu wydawało się, że Ci którzy są sprawcami radości myślą tak jak ja, jak my. Teraz ja czuję się jak po drugiej stronie. Jakbym to ja robiła coś niestosownego. Zastanawiam się tylko, co się zmieniło przez tych parę miesięcy. Jak to się stało, że te „niestosowne i narzucające się”, stały się cieniem tych, którzy wciąż dają radość. Bo ta radość jest, chociaż mam poczucie, że ktoś mi ją odbiera. Cienie odbierają mi radość, roztaczają krąg nad moim szczęściem i czują się ponad. Bezkarne, utwierdzane w tym, co jeszcze nie tak dawno było niestosowne…

Kompletnie nie wiem, co mam zrobić i czy w ogóle robić cokolwiek… Może Szczęściu nie przeszkadza ten cień? coś jednak musi się wydarzyć, bo tak jak teraz, jest źle. Zbyt wiele myśli kołacze mi się w głowie i to jedno pytanie: „co takiego się stało, że Szczęście opanowały cienie..?”

„…nie potrafię uciec, nie…”

Nadchodzące dwa tygodnie będą chyba najbardziej pracowitymi jakie mnie czekają. Jest tyle rzeczy do zrobienia, a ja zamiast za coś się zabrać, bo czas ucieka, myślę co najpierw zrobić. Zaczynam od kolejnego podejścia do pisania magisterki, bo to uważam za najważniejszą z tych spraw, które przede mną. Później już jakoś poleci. Nie takie rzeczy się przetrzymywało.

Grudzień przyszedł, a wraz z nim zrobiło się zimno, brr! W radio królują świąteczne piosenki, trochę za wcześnie moim zdaniem. Jeszcze nie czuję klimatu Świąt.

Koniec roku zwieńczę sobie dwoma występami moich ulubieńców, by w styczniu znowu Ich zobaczyć 🙂 mam pewien plan z Nimi związany, ale nie wiem czy uda mi się go zrealizować. Dzisiaj nagrywają kolejny program dla TV. Pamiętam premierę jakby to było wczoraj, a dziś już koniec, program trafi na DVD i na półkę. Mam też ochotę na koncert jakiś. Nie wiem czy się skuszę na luty i Raz Dwa Trzy, bo trochę mi termin nie pasuje.

Poniżej link do piosenki Grzegorza Wilka 😉

Labirynt… obojętności

Ostatnio wspominałam o filmie „Labirynt”, na który się wybierałam. Byłam. Film rzeczywiście w moim klimacie. Emocjonujący, trzymał w napięciu, choć momentami zdolność myślenia bohaterów była na niższym poziomie niż widza. Ale nawet to mi nie przeszkadzało. Hugh Jackman mnie nie zawiódł, jak zwykle. Świetnie zagrał swoją rolę. Druga genialnie zagrana postać to detektyw Loki, w którego wcielił się Jake Gyllenhaal. Miał w sobie to „coś”. Chociaż może niektórych drażnić, mnie intrygował.

W tytule umieściłam dwa słowa „labirynt” i „obojętność”. Trochę celowo, trochę nie. Pierwszy człon oczywiście nawiązuje do filmu, ale już z drugim słowem do czegoś innego.
Niepotrzebnie znów naraziłam się na brak nadziei… i obojętność. Skomplikowane to jest, jak nie wiem. Z tą nadzieją, to jest tak, że ją mam. Przez jakiś czas, dopóki nie zderzę się z obojętnością. Mówią, że nadzieja zawsze ostatnia umiera, tak też jest ze mną, bo mimo obojętności, moja nadzieja trwa jeszcze i zaczynam sobie tłumaczyć postępowanie innych. Zazwyczaj zaczyna i kończy się tak samo. Tak samo później boli. Boli brak jakiegokolwiek odzewu. Mija czas, ból zostaje stłamszony przez inne odczucia, uczucia… i potem znów zataczam koło. Dostaję nadzieję i sama ją sobie też daję, czuje że mogę wszystko, a potem znowu ta obojętność. I brak odzewu. Zaczynam sobie tłumaczyć, dlaczego tak jest. Znowu boli. Ale nie mam żalu. Jest mi żal i smutno, ale nie mam żalu do ‚Obiektu’. Nie mogłabym… nie umiałabym. Bo choć boli obojętność, to są chwile uśmiechu, radości, rozmowy i tego światła w oczach. Jak mogłabym mieć żal? Nigdy. Podziw, szacunek, uznanie, sympatia, nawet swego rodzaju miłość, ale nie żal… tylko ten ból. Nie umiem tak, żeby nie bolało. Bo to już nie jest to, co było w podobnych sytuacjach wcześniej. To coś więcej. Za dużo mojego serca w tym, zaangażowania i emocji. Dlatego boli.

„To jest mój czas, to jest mój teren…”

Nadszedł październik. Zimny i ponury, ale powoli chyba zmienia się w złotą, polską jesień. Nie lubię jesieni. Nie lubię szarych, zimnych i ponurych dni, które snują się niemiłosiernie… a z drugiej strony te barwy, które niesie ze sobą – złoto, czerwień, pomarańcz… tak to jesień.

Październik oznacza powrót na uczelnię, chociaż ja już w końcówce września powróciłam. Pocieszam się, że to ostatni rok. Niby się cieszę, ale czegoś będzie brak, zawsze tak jest. Na te jesienne i zimowe wieczory zaopatrzyłam się w książki i filmy, do tego trzeba się ostro brać za pisanie magisterki.

W kinach ostatnio znów Hugh Jackman, także obowiązkowa wizyta się szykuje na film „Labirynt”. Film w moim guście – czy na 100% okaże się jak już obejrzę 🙂

Miałam napisać coś o ludziach, którzy lubią prowokować i niszczyć innych głupimi aluzjami, ale stwierdziłam, że chyba nie warto się tym zajmować. Zaufanie do drugiej osoby, to bardzo dużo. A ja ufam. Tylko przykro, jak ktoś rzuca oskarżenia wobec osoby, której się ufa, w którą się wierzy i co do której ma się pewność, że nie jest niczemu winna – jest tylko ofiarą, która w dodatku nie może się bronić (inna sprawa, że nie musi, bo nic nie zrobiła). Ale jak z czymś takim walczyć?

Poniżej link do wersji disco mojej ulubionej piosenki Kabaretu Hrabi Weselny potwór potocznie zwanej – ciocia Ela 🙂 Kocham od pierwszego usłyszenia ponad rok temu. Nie mogę się oderwać od słuchania, mimo że wersja na występach jest znacznie lepsza moim zdaniem, mniej disco, bliżej… hm, rocka? W każdym razie „na żywo” jest mocniej i bardziej. I do tego na występach jest tańcząca ciocia Ela, śpiewająca świetnym głosem Aśki Kołaczkowskiej! 😉

Urlopu pierwszy tydzień

Pierwszy tydzień urlopu mam za sobą. Wczoraj wróciłam ze słonecznego Trójmiasta, gdzie przez trzy dni bawiłam się na Festiwalu Hrabi. Ogromna dawka dobrego humoru, okraszona wysokim poziomem artystycznym. Akumulatory po tych trzech dniach mam naładowane i muszą mi wystarczyć do grudnia. A tymczasem jeszcze tydzień lenistwa przede mną. Nie będzie wyjazdów i występów, ale przyda się i taki rodzaj wypoczynku.

Urlop

Od poniedziałku urlop! Wakacje się kończą, a ja zacznę swój odpoczynek… na dobry początek trzydniowa wyprawa do Gdańska. Liczę na brak deszczu i dobrą zabawę (to drugie mam zagwarantowane – Festiwal Hrabi, pogoda niestety i tak zrobi co będzie chciała).

Ponad miesiąc minął od ostatniego wpisu, a ja mam za sobą obejrzanych kilkanaście filmów, z tego 11, w których wystąpiła Magdalena Cielecka. W ogóle z Jej udziałem obejrzałam wszystko do czego miałam dostęp, a jest tego 27 pozycji… w każdej roli genialna, niepowtarzalna, z klasą i charyzmą. Gra tak, że patrzę na Nią i wierzę w emocje, które pokazuje, że nie są one tylko i wyłącznie odegrane. Ona „przepuszcza” przez siebie to, co czuje postać i po prostu ja Jej wierzę… Genialna rola w „Bez tajemnic”. Piękny film „Wenecja”.

Nadrobiłam kilka filmów, które chciałam obejrzeć od dawna: „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” z genialną kreacją Andrzeja Chyry, „Wesele” Smarzowskiego, „Miłość” z Dorocińskim i Julią Kijowską. Poszłam za ciosem i obejrzałam kilka filmów z Andrzejem Chyrą: wcześniej widziany „Komornik”, „Dług” i „Symetria”. Te dwa ostatnie genialne. I po raz kolejny przekonuję się, że do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć, tak jak ja dorastałam do tego, aby docenić Magdalenę Cielecką i Andrzeja Chyrę. Lepiej późno niż wcale. Plus z tego taki, że teraz, gdy nic nie ma w TV, ja mam mnóstwo pozycji do oglądania. Nadrobiłam „Pitbulla”, „Defekt”, jestem w trakcie „Paradoksu” z Bogusławem Lindą. Bardzo ciekawie zrobiony serial, szkoda że niedoceniony.

One night in Bangkok

Ale ten lipiec mknie… wraz z pierwszym weekendem zakończyłam czwarty rok studiów. Miałam go przypieczętować występem Hrabi w Kołobrzegu, ale dzień przed okazało się, że nici z tego, bo odwołano… pierwszy raz w życiu odwołali mi wypad i mam nadzieję – ostatni.

Do urlopu jeszcze długa droga, czas zabijam czytaniem (prawdziwy szał – w pracy 4 osoby czytają tę samą książkę) i oglądaniem. Teraz na tapecie „Trzeci Oficer”. Stwierdzam, że „Oficer” był genialny i jak Borysa Szyca nie trawię, tak jeszcze w „Oficerze” grał świetnie, potem chyba „sodówka” i te sprawy. Sama siebie zaskoczyłam, gdy oglądając drugi odcinek „Oficera” pojawił się Andrzej Chyra i cholernie mi się spodobał! Chodzi o to jak grał, o świetną postać. I żal, że go uśmiercili, bo to jedna z lepszych postaci, no i bardzo dobry aktor. Do teraz się sama do siebie uśmiecham na wspomnienie Krzysztofa Rysia… Małaszyński z tym swoim brutalnym spojrzeniem też daje radę. Niestety, im dalej – tym gorzej. Tendencja spadkowa. Myślałam, że „Oficerowie” bardziej skupią się na postaciach Kruszona i Granda, ale oni odeszli na dalszy plan – żal, bo relacje między nimi stanowiły ciekawy wątek. Obejrzę do końca – a zaczęłam ze względu na Magdalenę Cielecką (jako Rita – genialna).

A to mi w głośnikach ostatnio przygrywa… sama nie wiem, co mnie wzięło, bo to stare, ale lubię to wszystko co w refrenie można usłyszeć… ta melodia, rytm i głosy…

Wiosna rozpoczęta jubileuszowym występem ;)

Choć tak kalendarzowa wiosna trwa już prawie miesiąc, ta prawdziwa przyszła u mnie dopiero w sobotę 13 kwietnia. Zupełnie inne samopoczucie i energia niż zimą! Wielkanoc bardziej taka bożonarodzeniowa była, ze śniegiem i zimnem. A 14 kwietnia świętowałam swój mały jubileusz – 10-ty raz na występie kabaretu Hrabi (pomijam Kabaretowy Dzień Kobiet i dwa spektakle Spadkobierców). Myślałam, że praca będzie przeszkodą w wyjazdach za kabaretem, a póki co, tak nie jest. Ten rok zapowiada się prawdziwie kabaretowy! Za mną 3 występy, a rezerwacje mam na 5 kolejnych i jeden w planach! Nie ukrywam, że bardzo cieszy mnie ten fakt. Przynajmniej parę dni urlopu spędzę nie w okolicach domu 😉 Takie uzupełnienie endorfin i energii jest niezwykłe, daje siłę do zmierzenia się z codziennością…

Różnorodny wrzesień

Dziwny był ten wrzesień. Pełen wspomnień o tym co było i rozmyślań o tym co będzie. Koniec września dla studenta zazwyczaj oznacza powrót na uczelnię, ja mam jeszcze miesiąc czasu i tak właśnie rozmyślam o minionych trzech latach. O tym, jak się obawiałam, jak różnie bywało, teraz mogę stwierdzić, że były to naprawdę fajne trzy lata. Poznani ludzie, wyjazdy, wspólnie spędzony czas. Będę tęsknić za tym, ale jeszcze dwa lata przed nami – co prawda tylko co drugi weekend (ewentualnie jeśli jakiś koncert lub występ wpadnie), ale najważniejsze, że z nimi 😉

Jeśli chodzi o wypady kulturalne, to chciałabym pójść/pojechać na jakiś koncert. Jakieś Wilki i Robert Gawliński, Raz Dwa Trzy, Bajm, SDM – chociaż to już nierealne – teraz albo Krzysztof Myszkowski albo U studni… chociaż pewnie ani na jednym ani na drugim nie będzie tego magnetyzmu, tej magii muzyki… Tradycyjnie Hrabi się szykuje. W styczniu. Liczę też na grudzień, ale wszystko zależy w jaki dzień wypadnie występ.

Końca dobiega moja negocjacja dotycząca pewnej książki, która jest już unikatem. Nigdzie nie można jej kupić, a jest grupa ludzi, która wiele by oddała za jej posiadanie. Ja przegapiłam licytację, ale dzięki temu negocjuję jej posiadanie z samym Autorem. I powiem, że się udało. Złamał się i stanę się szczęśliwą posiadaczką. Będzie stała na honorowym miejscu na półce, szczególnie że sam Autor się na niej podpisze. A p(P)otem jeszcze dwie inne osoby… szczytem marzeń byłoby uzyskać podpisy wszystkich osób związanych z tą książką.. może kiedyś.