Ale ten lipiec mknie… wraz z pierwszym weekendem zakończyłam czwarty rok studiów. Miałam go przypieczętować występem Hrabi w Kołobrzegu, ale dzień przed okazało się, że nici z tego, bo odwołano… pierwszy raz w życiu odwołali mi wypad i mam nadzieję – ostatni.
Do urlopu jeszcze długa droga, czas zabijam czytaniem (prawdziwy szał – w pracy 4 osoby czytają tę samą książkę) i oglądaniem. Teraz na tapecie „Trzeci Oficer”. Stwierdzam, że „Oficer” był genialny i jak Borysa Szyca nie trawię, tak jeszcze w „Oficerze” grał świetnie, potem chyba „sodówka” i te sprawy. Sama siebie zaskoczyłam, gdy oglądając drugi odcinek „Oficera” pojawił się Andrzej Chyra i cholernie mi się spodobał! Chodzi o to jak grał, o świetną postać. I żal, że go uśmiercili, bo to jedna z lepszych postaci, no i bardzo dobry aktor. Do teraz się sama do siebie uśmiecham na wspomnienie Krzysztofa Rysia… Małaszyński z tym swoim brutalnym spojrzeniem też daje radę. Niestety, im dalej – tym gorzej. Tendencja spadkowa. Myślałam, że „Oficerowie” bardziej skupią się na postaciach Kruszona i Granda, ale oni odeszli na dalszy plan – żal, bo relacje między nimi stanowiły ciekawy wątek. Obejrzę do końca – a zaczęłam ze względu na Magdalenę Cielecką (jako Rita – genialna).
A to mi w głośnikach ostatnio przygrywa… sama nie wiem, co mnie wzięło, bo to stare, ale lubię to wszystko co w refrenie można usłyszeć… ta melodia, rytm i głosy…