…no właśnie… czy tak właśnie jest? Z jednej strony każdy ma prawo do miłości, nieważny wiek – często zdarza się, że spotyka ona ludzi dojrzałych, więc dlaczego za nią gonimy? Dlaczego pragniemy jej będąc nastolatkami? Przecież nigdy nie jest za późno, przecież ona sama nas znajdzie…
W moich dziwnych rozważaniach doszłam do różnych spostrzeżeń osobistych. Mianowicie patrząc na znajomych (rówiesników 19/20 latków), którzy są ze sobą od gimnazjum, liceum (czyli w przedziale od 3 do 5/6 lat) razem, to zazdroszczę… zazdroszczę w takich momentach jak np. studniówka, na którą mieli z kim iść, długie wakacje pomaturalne, które spędzali ze sobą.
Istnieje też druga strona medalu – kiedy związki trwające te 4-5 lat rozpadają się… i co wtedy? Wtedy przekonuje mnie to, że „na miłość nidgy nie jest za późno”. Czasem lepiej ją mieć przed sobą, a kiedy się pojawi, nie mieć za sobą żadnej przeszości, w której pojwiła się ‚miłość’ – ‚miłość’ a nie Miłość, bo skoro się skończyła, to znaczy, że tak naprawdę w ogóle się nie zaczęła… tylko czy, gdy już się pojawi, to łątwo odróżnić tę prawdziwą Miłość od „miłości”?