szukając „prawdziwej miłości”…

Skoro już od kilku wpisów rozwodzę się na temat Miłości, to idę dalej tą drogą. Często składając komuś życzenia życzymy mu znalezienia „prawdziwej miłości”. A nie można by tak po prostu życzyć Miłości? Czymże jest ‚prawdziwa miłość’?  I czy to oznacza, że jest ‚miłość nieprawdziwa’? Nie, nie. MIŁOŚĆ albo jest, albo jej nie ma. Ostatnio pisałam, że nie jest ona uczuciem, a postawą moralną – i zgadzam się z tym, ale tylko połowicznie. Miłość trudno zdefiniować, większość nazywa ją właśnie uczuciem – i dla tej większości jest wytłumaczenie, że to postawa moralna, bo tak naprawdę Miłość po prostu jest… Miłość nie ma definicji. I może dlatego często jest mylona z uczuciami..? Może dlatego podzieliliśmy ją na „prawdziwą” i „nieprawdziwą”, by było nam łatwiej dowiedzieć się czym jest i odróżnić od uczuć..?

Wszystkim tym, którzy nie poznali jej smaku, życzę by Miłość ich odnalazła, aby mogli kochać…

o Miłości… refleksyjnie…?

Natknęłam się dzisiaj na ten cytat: Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca.” (Bob Dylan) i tak sobie rozmyślam o nim. Ileż to osób się z tym zgadza, a z drugiej strony czyni odwrotnie – szukają na siłę, myślą, że to właśnie TO, a potem przychodzi rozczarowanie… Dlaczego tak jest, że kiedy wszyscy wokół znajdują Miłość (lub miłość), nie godzimy się z tym, że my jej nie mamy i próbujemy sami jej szukać? Czy nie powinno być tak, że to Ona ma nas znaleźć..? Z drugiej strony powstaje pytanie czy jest możliwe by znaleźć Miłość gdzieś we własnych czterech ścianach, bez choćby małego kroku w jej stronę..? Chyba jednak nie, myślę, że nie należy szukać jej tam, gdzie jej nie ma – nic na siłę 🙂 ale ten mały kroczek w jej stronę należy uczynić, by stać się widocznym…

i na koniec jeszcze jeden, cytat który jest szalenie głęboki, prawdziwy, piękny…

Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. (Paulo Coelho).

..na miłość nigdy nie jest za późno…

…no właśnie… czy tak właśnie jest? Z jednej strony każdy ma prawo do miłości, nieważny wiek – często zdarza się, że spotyka ona ludzi dojrzałych, więc dlaczego za nią gonimy? Dlaczego pragniemy jej będąc nastolatkami? Przecież nigdy nie jest za późno, przecież ona sama nas znajdzie…

W moich dziwnych rozważaniach doszłam do różnych spostrzeżeń osobistych. Mianowicie patrząc na znajomych (rówiesników 19/20 latków), którzy są ze sobą od gimnazjum, liceum (czyli w przedziale od 3 do 5/6 lat) razem, to zazdroszczę… zazdroszczę w takich momentach jak np. studniówka, na którą mieli z kim iść, długie wakacje pomaturalne, które spędzali ze sobą.

Istnieje też druga strona medalu – kiedy związki trwające te 4-5 lat rozpadają się… i co wtedy? Wtedy przekonuje mnie to, że „na miłość nidgy nie jest za późno”. Czasem lepiej ją mieć przed sobą, a kiedy się pojawi, nie mieć za sobą żadnej przeszości, w której pojwiła się ‚miłość’ – ‚miłość’ a nie Miłość, bo skoro się skończyła, to znaczy, że tak naprawdę w ogóle się nie zaczęła… tylko czy, gdy już się pojawi, to łątwo odróżnić tę prawdziwą Miłość od „miłości”?