Słów kilka o płycie „Human”.

Biorąc pod uwagę, że już 23 września ukaże się nowa płyta Michaela Patricka Kelly’ego pod tytułem Ruah, postanowiłam co nieco napisać o płycie z 2015 roku, czyli Human.

Płytę kupiłam dopiero w tym roku, po powrocie do twórczości Kelly Family, po 20 latach (nie licząc słuchania kilku kawałków). Droga artystyczna, jaką obrał Paddy, czy teraz Michael Patrick Kelly, zdecydowanie najbardziej mi odpowiada, dlatego to jego płytę kupiłam i na jego koncert się wybrałam.

Przed zakupem płyty zapoznałam się wcześniej z piosenkami, które na niej są, jak i z wieloma innymi, których nie znałam wcześniej. Spodobała mi się, więc trafiła w moje ręce. Miałam od razu swoje ulubione kawałki, a po dokładniejszym wsłuchaniu się, okazało się, że całość mi się podoba, bez wyjątków. Rzadko mam tak, żeby słuchać płyty od A do Z, bez przewijania czegoś. W przypadku „Human” tak się dzieje, choć nie od samego początku. Nawet mija mi za szybko (bo co to jest 10 piosenek i reprise?) i żałuję, że nie mam na swoim wydaniu piosenki „Living Water”, która dodana została na reedycji. 

Kilka słów o poszczególnych utworach:

1. Shake Away

Singiel i pierwsza piosenka, jaką słyszałam. Najpierw w materiale telewizyjnym, a potem odszukałam w całości. Od razu wpadła mi w ucho. Refren jest energetyczny, ale mnie już słowa pierwszej zwrotki przekonały:

Most of my days I´ve spent life on the road
Took backroad highways to meet the simple folk
Nights ran together in a haze of drink and smoke
So I left with the rising sun all alone

Do tego wersy refrenu, o tym, że strząsa dawne łańcuchy życia i zrywa ze starymi ścieżkami. Brzmi to prawdziwie, biorąc pod uwagę to, jak żył przez lata Paddy. Niegdyś non stop w drodze z zespołem, praktycznie codziennie koncert w innym mieście. Potem porzucił to wszystko, zamknął się w klasztorze, a po latach powrócił do muzyki, ale już sam. Na swoich zasadach, ze swoją muzyką, podążając własną ścieżką. Wolny artysta ze swoją twórczością.

2. Beautiful Soul

Chyba od razu mi się spodobała. Zarówno sposób śpiewania zwrotek, rytm, refren, jak i sam tekst. W ogóle na tej płycie dużo kawałków polubiłam po dokładnym wczytaniu się w słowa. „Beautiful Soul” porywa mnie w jakiś sposób. Bardzo fajne brzemienie gitary.

3. Little Giants

Do tej piosenki przekonałam się za którymś przesłuchaniem, kiedy śledziłam uważnie o czym Patrick śpiewa. I to mi wystarczyło. Mimo, że melodia taka do tupania, wszystko utrzymane w fajnym klimacie, to tekst nie jest banalny. Po prostu o małych gigantach, w dodatku z piękną pointą:

Love isn’t measured by how big you are
Love can be large in the tiniest hearts.

Bardzo ją lubię. Wpada w ucho i mimowolnie ją nucę, nawet jak już się skończy. 

4. Flag

Z piosenką „Flag” miałam problem. Pierwsze odsłuchania nie porwały mnie szczególnie. Bujało, ale nie do końca 🙂 Najpierw zajęłam się tekstem. Wsłuchałam się, zrozumiałam, ale i tak coś nie grało. Dopiero nagranie ze Światowych Dni Młodzieży postawiło tę piosenkę w zupełnie innym świetle. Czasem jest tak, że niektóre utwory nadają się bardziej na wykonania na żywo. Tak jest z „Flag”. Trzeba być w tłumie, widzieć jak Patrick macha różnymi flagami i machać razem z nim. To ma sens. To mnie przekonuje od nagrania. Na koncercie już sama wyczekiwałam na moment, w którym Paddy ją wykona. I było pięknie.

5. Out of Touch

Ten utwór mi się podobał od początku. Wszystko od aranżu i melodii, przez głos, po tekst. Po prostu jeden z moich ulubionych kawałków na płycie, do którego nie mam zamiaru się przyczepiać 🙂

6. Rose of Jericho (The Waltz)

Początkowo najmniej lubiana piosenka. Nie mam pojęcia dlaczego. Tekst ma piękny, melodia walca, która też bardzo mi się podoba. Zgrzytał mi chyba rytm wyśpiewywania słów przez Patricka, ale przy kolejnych przesłuchaniach nie zwracałam na to uwagi. Teraz daję się ponieść i mogłabym zawirować w tym walcu… z kimś, kto śpiewałby jednocześnie 🙂 Bardzo zyskuje u mnie przy każdym kolejnym odsłuchaniu.

7. Renegade

Ulubiona od pierwszego wysłuchania. Bardzo szybko zapada w pamięć refren, nie tylko to słynne „Lalala Lalala leyda”, ale i poprzedzające je wersy. Nadaje się idealnie na koncerty. Patrick świetnie sobie z nią radzi na żywo, dodatkowo wchodząc w interakcje z publicznością. Ludzie znają i łatwo podchwytują tekst,  ja sama znam ją na pamięć od A do Z, więc zabawa po obu stronach jest udana 🙂 Uwielbiam. Po prostu. I zanim przejdę do kolejnej piosenki na płycie, zapętlam raz jeszcze 🙂 

8. Happiness

Miła dla ucha gitara. No i dużym walorem jest tutaj tekst. Patrick opowiada jakby swoją historię: o tym jak żył w ciągłym chaosie, blasku sławy, zgiełku. Porzucił to wszystko, bo potrzebował ciszy. Odnalazł spokój i szczęście. I teraz śpiewa, o tym, że szczęściem trzeba się dzielić z innymi, nie można go zatrzymywać tylko dla siebie 🙂 Tak proste, a jakże piękne i prawdziwe. Czyż szczęście nie jest większe, jeżeli możemy je z kimś dzielić? 🙂

9. Safe Hands

Kolejna, która od razu przypadła mi do gustu. Pod każdym względem. Muzyka, tekst, sposób w jaki Michael Patrick ją śpiewa. Można ją rozpatrywać dwojako, wszystko zależy od interpretacji. Może być kierowana do kobiety, ale też do Boga i uważam, że w obu wypadkach jest trafna. Bezpieczeństwo, bezgraniczna miłość, która jest większa niż strach i cokolwiek innego. Uważam, że świetnym pomysłem (chyba samego Patricka) jest sposób wykonywania tej piosenki na koncertach. Dawanie fanom kredytu zaufania, oddawanie się dosłownie w ich ręce, z wiarą, że będą bezpieczne. Robi wrażenie ten moment, kiedy Paddy śpiewając kładzie się na wyciągniętych dłoniach fanów, a oni go niosą… 🙂

10. Here to Stay

Klawisze na początku – o tak. Uwielbiam klawisze, uwielbiam tę melodię. Początkowo spokojne, potem dochodzą inne instrumenty, a głos dobrze w tym brzmi. Można się delikatnie pobujać. Bardzo przyjemna piosenka. 

I won’t move, I won’t change
Believe that.

11. Beautiful Soul (Reprise) – to jest tylko muzyczny fragment, ale za to bardzo mi się podoba. Żałuję, że nie trwa dłużej, bo ma w sobie coś, szczególnie ta trąbka chyba. Coś zapowiada, coś zwiastuje, ale zanim odkrywam co, nagle wszystko cichnie…

12. Living Water

Nie mam jej na płycie, czego żałuję, bo całość trwałaby dłużej. No i należy do grona ulubionych. Tekst taki… momentami subtelny i romantyczny. Szczególnie lubię ten fragment:

It isn’t real if it doesn’t hurt
Sometimes your last love is your first
You where there and you saved me

Cała prawda. Kolejna, którą w swoich tekstach zawiera Michael Patrick Kelly.

Jeżeli miałabym jakimiś słowami okreslić, to co tworzy, to powiedziałabym, że to jest zwyczajnie prawdziwe, szczere. Może dlatego tak do mnie trafia. 

Z niecierpliwością czekam na duchową Ruah. Materiały z pracy nad płytą, tylko zaostrzają mój apetyt.

Shake Away.

„There is hope, for us all…”

Pisałam w poprzedniej notce, że wybieram się na koncert Michaela Patricka Kelly’ego. Jak wszystko co dobre, tak i to szybko minęło. Na szczęście nikt nigdy nie odbierze mi tego, co przeżyłam. 

Nie było ważne, że jest duszno i gorąco. Potrafiłam o tym zapomnieć słuchając spokojniejszych i poważniejszych utworów lub bawiąc się do tych bardziej rockowych, czy hitów sprzed lat. 

Koncert rozpoczął utwór „Ruah”. Jest to piosenka z kolejnej płyty Patricka o takim samym tytule. Coś niezwykłego. Muzyczny wstęp, klimatycznie śpiewane tytułowe „ruah”, przywołanie „come” i refren… 

Potem przyszedł czas na wielkie hity The Kelly Family. Było „Key to my heart”, „Ares Qui”, „Feel in love with an alien”, „One more freaking dollar”. Nie zabrakło oczywiście hitu „An Angel”, który od tego wykonania polubię w nowej wersji. Do tej pory istniało dla mnie tylko oryginalne nagranie sprzed lat. W nowej wersji podoba mi się aranż, szczególnie brzmienie klawiszy, ale całość nie miała tej mocy, za którą ten utwór jako dziecko polubiłam. Teraz mogę powiedzieć, że przyjdzie mi spojrzeć na tę piosenkę z innej strony. W końcu ten Angel też dojrzał, razem z Patrickiem 🙂

Doczekałam się także „Brother, brother”. Bardzo wzruszające. Uwielbiam ten kawałek od samego początku. Na koncertach ma inny wydźwięk, bo ma dodatkową zwrotkę o matce, a do tego jest przemyślanie zaaranżowany, bo gdy Patrick zaczyna śpiewać „Father, father…” muzyka cichnie i zostaje jego głos. 

Swoją drogą ciekawe, kiedy siostry doczekają się tej „Exclusive song” 🙂

Jedyne czego żałuję, to że nie zaśpiewał „Thanking Blessed Mary.” Bardzo chciałam ją usłyszeć na żywo. Z płyty „Human” były m.in. moje ulubione „Renegade”, singiel promujący płytę – „Shake Away”, ponadto „Safe hands”, „Happiness”, „Little giants”, „Flag”, które uwielbiam od filmiku z ŚDM oraz cudowne „Hope”. Zabrakło mi „Out of touch”. W sumie co by nie zaśpiewał, i tak zawsze będzie mało 🙂 Na sam koniec było coś po polsku… Barka. Uważam, że to piękny sposób na zakończenie koncertu, właściwie „Barkę” traktowałam jako jego odrębny, ale piękny element. Chór złożony z publiczności i Patrick śpiewający w naszym języku. Idzie mu coraz lepiej 🙂 Podziwiam za odwagę i upór, bo zawsze chciał to zaśpiewać po polsku. 

Jeden człowiek – dwa wcielenia: Paddy czy Michael Patrick Kelly?

Paddy, Michael Patrick czy nawet brat John Paul Mary – to nie ma znaczenia. To ciągle ta sama osoba, choć na każdym etapie życia z innymi przeżyciami i inną twórczością. To co pozostaje niezmienne, to wzruszenia, jakie potrafi zapewnić artysta.

Chociaż nie jest to już Paddy-nastolatek, który biega, skacze i tańczy na scenie, to dorosły Patrick również porywa publikę do wspólnej zabawy, śpiewania, skakania. Jednak najważniejszy jest jego głos – jako środek przekazu i ten głos, który zabiera w różnych sprawach, opowiadając o ważnych rzeczach w swoich tekstach. Całe show opiera się na prawdzie i szczerości, które biją od każdego słowa w piosence i pomiędzy nimi. To dojrzałość. 

Michael Patrick Kelly nie zgubił prawdy. Z dziecka i nastolatka, który emocjonalnie wykonywał piosenki na scenie, niejednokrotnie płacząc przy tym, wydzierała właśnie prawda. Wiedział o czym śpiewa. Sam to pisał, sam przeżył i chciał się tym podzielić z ludźmi. Może ku przestrodze, może dlatego, że przynosiło ulgę. 

Praktycznie od początku miał wiele do powiedzenia w swoich tekstach. Zdarzały się lżejsze i radośniejsze, ale głównie śpiewał o czymś istotnym. Dzisiaj jako dojrzały mężczyzna, ma tych tematów i przeżyć jeszcze więcej. Potrafi je przelać na papier, ułożyć w słowa i nuty. Na scenie przekazuje je publiczności, budując niesamowitą atmosferę.

Zapowiedzi przed utworami również są ważne i pozwalają więcej zrozumieć. Pięknym momentem na koncercie było wykonanie przez Patricka piosenki „Crisis”, na końcu której razem z publicznością nucił melodię, by zakończyć wszystko minutą ciszy, o którą prosił zapowiadając to wykonanie… Utwór ma ponad 20 lat, artysta śpiewał go jako nastolatek z głosem pełnym drżenia od emocji. Dzisiaj ten głos jest już inny i mocny, ale piosenka nadal ma swoją niepowtarzalną moc. Może nawet dla mnie większą  teraz, niż kiedy był młodziutkim chłopcem. Wtedy wzruszał łamiącym się głosem i łzami, a teraz siłą i dojrzałością z jaką śpiewa.

Zaklina, czaruje głosem i muzyką. A ja mam nadzieję, że będzie mi dane znów podziwiać na żywo jego występy.

Udało mi się też kupić dwie płyty. Całe szczęście, bo „In exile” albo nie ma albo osiąga horrendalne kwoty, a CD „In Live” też na stronie MPK nie jest dostępne. 

Na zdjęciu trofea. Bilet na pamiątkę, dwie płyty kupione po koncercie, jedna wcześniej i koszulka prosto z Berlina 😛

Na koniec nie będzie nic z koncertu, ale właśnie to, czego tak bardzo chciałam „Thanking Blessed Mary”.