Dzisiaj będzie trochę sentymentalnie i wspomnieniowo.
Wszystko za sprawą przypadkowego materiału w TV, który obudził wspomnienia sprzed 20-stu lat. Chyba każdy pamięta ulubione bajki, czy pierwszych idoli. Ja swojego pamiętam. Ponadto wracam po 20-stu latach.
20 lat temu…
Sądzę, że był to rok 1996. Na pewno nie chodziłam jeszcze do szkoły, w dodatku nie znałam wszystkich liter. Miałam 6 lat. Wizyta u starszej o 8 lat kuzynki. Ona była na etapie szaleństwa (naprawdę szaleństwa) za zespołem The Kelly Family. Każdy, kto przychodził do niej musiał obejrzeć kasetę VHS z koncertu tej muzykującej rodzinki. W tym ja.. Kuzynka dostała od mojego ojca sześć płyt, które przywiózł jej z Niemiec, oraz plakat – który własnoręcznie zerwał gdzieś na mieście, gdzie reklamowano koncert. Potem i w Polsce pojawiały się one w kolorowych magazynach, więc miała cały pokój oblepiony rodzeństwem Kelly.
Z koncertu, który mi pokazała, zapamiętałam tylko dwie rzeczy. Jej opowieści w trakcie każdej z piosenek oraz jakieś migawki – ojca całej familii oraz najmłodszego – Angelo. Prawdopodobnie z fragmentu „An Angel”. Co działo się później, nie wiem. Skończyło się na tym, że mama kupiła mi ich kasetę „Over the hump”, którą wałkowałam od początku do końca. Aż dziw, że taśma nadal jest cała i działa. Przerywa tylko na dwóch najczęściej słuchanych piosenkach. Ulubionej wtedy „Santa Maria” i oczywiście hicie „An Angel”. Pamiętam, że często zamykałam się w samochodzie (fiat 126p), żeby w spokoju słuchać TKF. W późniejszym czasie dostałam jeszcze dwie kasety „Almost Heaven” i „From Their Hearts”, ale one już nie miały tej „mocy”.
Chyba jak każdy, miałam swoich ulubieńców w zespole. Nie był to najmłodszy, blondyn Angelo, ale drugi obok niego, cieszący się największą sympatią – Paddy. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Zawsze wybierałam, co najlepsze 😛 W końcu, dzięki temu, że napisał „An Angel”, zespół zaistniał w show biznesie.
Pamiętam też, jak próbowałam na kartce zapisać imię ich brata – Johna. Graniczyło to z cudem, nie wiedziałam jak piszę się „dż”. Czarna magia z tą trudną literką 😛
Pomiędzy 1996 a 2016…
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak długo potem jeszcze słuchałam zespołu. „Over the hump” znałam na wylot, nowsze utwory mniej mi się podobały, więc siłą rzeczy porzuciłam ich muzykę. Po wielu latach, w dobie internetu zdarzało mi się wracać. Zazwyczaj tylko do „An Angel” i „Santa Maria”. Czasami było to też „Why why why”, bo również je pamiętałam i lubiłam. Nie czytałam, co dzieje się z zespołem i poszczególnymi członkami. Po prostu słuchałam i pozwalałam wracać wspomnieniom… 🙂 W końcu byli to moi pierwsi idole.
Obecnie
Ostatni dzień lipca. Niedziela. Włączony telewizor na śniadaniowym programie. I nagle zapowiedź materiału, a w tle „An Angel” i inna wpadająca w ucho melodia, którą kojarzę z dzieciństwa. Padają słowa „Paddy Kelly” i coś o powrocie, płycie, klasztorze. Od tego momentu uważnie czekałam na zapowiadany wywiad.
Okazało się, że wpadająca w ucho melodia, to „Fell in love with an alien”. W pigułce przypomniana zostaje historia zespołu, wielki szał w latach 90-tych, miliony sprzedanych płyt na całym świecie. Potem na ekranie pojawia się już nie Paddy, a Michael Patrcik Kelly. Dojrzały człowiek i artysta. Kilka minut wywiadu, które wysłuchałam obudziło we mnie piękne wspomnienia, ale i zainteresowanie. Rozmowa dotyczyła sukcesu zespołu, szału fanów, ale też przykrych aspektów takiego życia. Sława i pieniądze z jednej strony, a z drugiej pustka. Depresja. Pierwszy raz wtedy usłyszałam, że Paddy – Michael był przez sześć lat w klasztorze. Chciał odciąć się od wszystkich i wszystkiego. Szukał sensu i szczęścia. Najpierw znalazł je w Bogu, a potem zdał sobie sprawę, że muzyka, która towarzyszyła mu od narodzin, zawsze była jedną z najważniejszych rzeczy.
Muzyk powrócił na rynek. W 2015 wydał album „Human”, porzucił pseudonim „Paddy”, wrócił do pełnego imienia i nazwiska – Michael Patrick Kelly. Artysta opowiadał też o swoim udziale na Światowych Dniach Młodzieży.
Od razu powędrowałam do laptopa, Włączyłam sobie „An Angel” i „Fell in love with an alien”. Potem znalazłam nagrania ze Światowych Dni Młodzieży. Przesłuchałam piosenki z najnowszej płyty, którą później kupiłam 🙂 Obejrzałam wywiady, stare i nowe nagrania.
Obudzone wspomnienie z dzieciństwa, wzbogacone czymś nowym, dojrzałym. Płyta „Human”, jak sam tytuł sugeruje jest o człowieku. Teksty warte zastanowienia się nad nimi. Do tego piękne melodie i niepowtarzalny głos. Już nie młodego Paddy’ego, ale dorosłego i dojrzałego Michaela. Chociaż jeżeli chodzi o dojrzałość, to wyczuwało się ją już wtedy, kiedy był nastolatkiem. Potrafił pisać o tym, co spotykało go w życiu. Często mówi się, że zespół w prosty sposób umiał przekazać prawdę o świecie.
A już ósmego września jadę na koncert Michaela. Tak oto – po dwudziestu latach zobaczę na żywo mojego pierwszego idola. Nie sądziłam, że możliwe jest dorastanie razem z artystą. W tym przypadku tak się stało. On miał przerwę na klasztor, a ja na inne wybory, ale i tak wróciłam… 🙂
Michael, w różnych okresach swojego życia 🙂



Nie mogłam się zdecydować, tyle tych piosenek wartych udostępnienia… 🙂
Daję „Brother brother”, jest prawdziwa, jak wiele innych, ale jakoś dzisiaj stawiam na nią.